czwartek, 28 maja 2009

Groźna ta sztuka

Dywagacje o sztuce mogą mieć jednak opłakane skutki, a próby jej praktykowania - jeszcze gorsze.

No bo tak: poszłam dzisiaj na pewne zebranie, na które było mi potrzebne ksero paszportu. Skserowałam stronę z konterfektem i udałam się na rzeczone zebranie, na które się zresztą spóźniłam, po czym w połowie sobie przypomniałam o czymś ważnym, więc wymknęłam się chyłkiem (na ile to możliwe przy drzwiach z przodu sali) i popędziłam do ksera, z którego wydostałam swój paszport, który na szczęście grzecznie na mnie czekał.
Następnie równie pospiesznie zabrałam się z powrotem, ale na drodze stanął mi chodnik i bezczelnie podstawił nogę, w skutek czego poznałam się z nim nieco dokładniej, niż bym sobie tego życzyła. Konkretnie poznało go moje lewe kolano, prawy łokieć i lewy nadgarstek. Czyżby chodnik był wielbicielem kontrapostu?

A gdzie tu sztuka? Sztuką, proszę Państwa, jest wywalić się w jedyną kałużę w promieniu pięciu metrów. W dodatku naprawdę niewielką kałużę (po spotkaniu z moją spódnicą kałuża zrobiła się bardzo malutka, a spódnica za to nieco mokra).

Morał z tego nie płynie żaden nowy, niestety, bo że paszportu gubić nie należy, wiedzą chyba wszyscy, więc mój upadek pójdzie chyba na marne :).

Brak komentarzy: