czwartek, 29 października 2009

Migawki z dnia

To był dziwny dzień.

Po pierwsze, wstałam o przed 7. Nawet blizej 6. Niektórzy wiedzą, że to ewenement na skalę prawie dorównującą zaćmieniu słońca, bo jeżeli o tej godzinie jestem na nogach, to znaczy zwykle, że "jeszcze", a nie "już". Ale tym razem "już" doczekało się swojej wielkiej chwili, w związku z czym dzień upłynął pod znakiem Kawy z Automatu i Wielkiego Ziewa na przemian.

Po drugie, byłam na zajęciach. Prawdziwych. Od roku mi się to nie zdarzyło, bo się włóczyłam po świecie.

Po trzecie, w trakcie omawiania fragmentu Lukrecjusza ścierka do tablicy, spoczywająca spokojnie na swoim miejscu, zsunęła się znacząco na podłogę. Bardzo znacząco.

Po czwarte, jechałam autobusem, bo uniwerek nie jabłonka i koło domu nie rośnie. W zasięgu wzroku, słuchu i sąsiadującego siedzenia jechała pewna pani i toczyła rozmowę z towarzyszącym jej panem. Rozmowa jak rozmowa, ale sposób mówienia się i wyrażania tej pani wzbudził mój głęboki podziw. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdarzyło mi się słuchać kogoś, kto przemawia tak okrągłymi zdaniami, mówi wyraźnie, spokojnie, gestykuluje w wystudiowany idealnie sposób i emocje dobiera jak element wyglądu, zamiast je okazywać. Gdyby to mnie przyszło z nią rozmawiać, oszalałabym zapewne, więc wszystko wskazuje na to, że była psychologiem (za dodatkowy argument może posłużyć używanie w ramach dzielenia się spostrzeżeniami na temat karmy dla psów sformułowań typu "facylitacja społeczna", a przy informacji o jakichś lekach mówienie bez mrugnięcia okiem o "ośrodkowym układzie nerwowym").

Gdyby ktoś miał wątpliwości, nie uważam wbrew pozorom, że każdy psycholog to od razu wariat. Niemniej niektórzy się zdecydowanie kwalifikują :).

środa, 28 października 2009

A rok temu...

Rok temu wstałam późno, zwlekłam się z łóżka i poszłam się przejść po mieście. Pełno było wystrojonych ludzi, chmary dzieci w mundurkach - odświętny nastrój królował, jak na 28 października przystało. I było słońce. Dużo słońca. Włoczyłam się po Bibliotece Hadriana, bo do domu wracać mi się nie chciało (okno wychodzące na ścianę miało w tym swój udział).

Pół roku zleciało, jak to zwykle bywa, szybciej niż by się ktokolwiek spodziewał i Grecja przemieściła się z "teraz" do działu "wspomnienia" i "plany na przyszłość" - na szczęście przedmiot niektórych wspomnienień występuje w więcej niż jednym egzemplarzu i nie trzeba ich koniecznie zamykać w przeszłości tylko dlatego, że już się wydarzyły.

Nie wiem, kiedy znowu nadarzy się okazja do lądowania w Atenach (chociaż liczę na mniej niż trzy lata, które trwała poprzednia przerwa) czy w Grecji w ogóle, ale jeśli już się pojawi, niech nie liczy na to, że przemknie mi beczelnie koło nosa.

Są okazje, którym się nie przepuszcza ;). Zwłaszcza kiedy chodzi o powrót do małych radości życia codziennego, jak kolejna szansa na wpadnięcie pod skuter na chodniku, przechodzenie na wszystkich czerwonych światłach, nocne wyprawy do piekarni, wspinanie się na wzgórze z widokiem na inne wzgórza i wypatrywanie, czy tym razem widać morze, czy nie, trzy strajki w tygodniu, a wśród nich co najmniej dwa blokujące skutecznie komunikację miejską, podziwianie fascynującej architektury uniwersyteckiej i kwitnących drzew na wiosnę.

piątek, 23 października 2009

Właściwie to był napad, panie władzo...

Przepis na zapędzenie opornej jednostki do pracy (copyright i realizacja by NieTakaMałaMi):

1. Zjawić się w domu tejże jednostki.
2. Nie słuchać jęków ani wymówek.
3. Nie dawać się wyciągnąć na rozmowy nie na temat.
4. Wydusić z jednostki wszystko, co zrobiła.
5. Zdziwić się, że pominęła rzeczy fundamentalne.
6. Zmusić do uzupełnienia czynności pominiętych.
7. Ustalić wytyczne do dalszej pracy.
8. Zapędzić do realizacji.
9. Kontrolować realizację co jakiś czas.

W celu usprawnienia procedury należy:

1. Nie okazywać litości.
2. Ale stanowczość owszem.
3. Dużo stanowczości.
4. Jeszcze więcej stanowczości.
5. Zabrać jednostce kabel od netu i grać w mafię za jej plecami.
6. Na wypadek, gdybyście zapomnieli o stanowczości... ;)

Niezbędne akcesoria:

1. Wiedza, pomysłowość, doświadczenie, pewna doza łagodnej brutalności.

Skuteczność metody gwarantowana już od pierwszego zastosowania!

Morał: warto mieć przyjaciół co umieją pomagać bez skrupułów ani cackania się z ofiarami własnej niemocy. Naprawdę warto :)

sobota, 3 października 2009

Wynalazki

NieTakaMałaMi zadzwoniła do mnie z prośbą wymagającą zapisania czegoś, co mi podyktuje. Zwykle w takich wypadkach mozolnie stukałam po klawiaturze jedną ręką, albo też przybierałam Dziwną i Niewygodną Pozę, używając obu rąk do stukania, a telefon trzymając zdecydowanie nieprzystosowanym do tego celu ramieniem i jeszcze mniej przystosowaną szczęką. NieTakaMałaMi, na moje tłumaczenia, że jednorącz pisze się wolno, zapytała, czemu nie używam zestawu słuchawkowego. Było to pytanie zaiste epokowe - zestaw takowy posiadam już czwarty raz (chyba każdy telefon taki miał), ale jakoś nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby z niego skorzystać. A tu NTMM otworzyła mi oczy na nową jakość - można rozmawiać i pisać jednocześnie, ba można rozmawiać i zbierać od słoni orzeszkie ziemne... Toż to istna schizma, że zacytuje mój ulubiony kabaret :).

Jestem zachwycona. Teraz czekam, aż ktoś wynajdzie zestaw słuchawkowy do suszarki do włosów :).