piątek, 17 kwietnia 2009

Frajda z latania (czyli narzekalnia)

Wieki całe nie leciałam z Warszawy (swoją drogą, szkoda, że EasyJet nie kursuje na linii Grecja-Polska, bo zdecydowanie przyjemniej się nim lata niż Norwegianem), nie wiedząc, co tracę, bo rozrywki dla podróżnych przygotowują osobliwe, berlińskie i salonickie sztuczki ze znikjącym bagażem się nie umywają do okęciowej bramki.

Bramka, jak to bramka, poza tym, że przeszłam przez tęż bramkę, a bramka zaświeciła. Groźnie wyglądająca pani kazała mi zdjąć buty, przekroczyć bramkę jeszcze raz na bosaka, a następnie zajęła się ręcznym obszukiwaniem mojej nieco zestresowanej osoby (a nuż znajdzie widelec i co?). Pytam, czy może to moje spinki do włosów spowodowały reakcję bramki, a pani mi na to: "Bramka wybrała panią losowo, bo tak jest ustawiona".

To ja się pytam, gdzie tu sens, a gdzie logika?

Obrazek drugi, tym razem w roli głównej linie Norwegian.

Stewardessa przed standardowym teatrzykiem z wykorzystaniem kamizelki ratunkowej, pasa bezpieczeństwa i maski tlenowej uprzedza: "Ponieważ prezentacja jest w języku angielskim, proszę zapoznać się z instrukcją, którą znajdą państwo w schowkach w swoich fotelach". Mniejsza o to, że instrukcja jest dostępna w dwóch językach: norweskim i angielskim. Norweski ma tę zaletę, że wygląda interesująco, bo go nie znam, ale co to za wysiłek (skoro oszczędzamy lasy i nie drukujemy polskiej wersji) nagrać instrukcję po polsku i puścić z kasety? EasyJet ma prezentację po angielsku i niemiecku z teatrzykiem, a grecką nagraną i wystarczy.

Na liście plusów Norwegian ma głównie tańszą kawę.

A, konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni, co oznacza w gazetce firmowej rzeczonych linii lotniczych reklama ubezpieczeń, wydrukowana po grecku, mówiąca, że oferuje ubezpieczenie bez nieporozumień językowych: wszystkie dokumenty i odszkodowania będą w języku norwerskim. Brawa dla tłumacza ;)?

Brak komentarzy: