czwartek, 15 stycznia 2009

Wieści, szczytne założenia i zdjęcie na końcu

Toster sprawdza się świetnie. Dzięki niemu nie muszę już pilnować bez przerwy grzanek na patelni, żeby się nie zrobiły czarne. W związku z tym postanowiłam się zrelaksować. Rezultat: mleko wykipiało. Wniosek: nie należy przedwcześnie porzucać czujności.

Na dworze było 20°C. W pokoju zimno. W związku z tym ogrzewam pokój otwierając okno. Ten kraj jest dziwny, jakkolwiek pomysł stycznia, w którym założenie swetra może być przesadą, podoba mi się bardzo.

Praca naukowa leży i kwiczy. Wybrałam się byłam dzisiaj do biblioteki uniwersyteckiej, jęcząc w duchu, że to niesprawiedliwe siedzieć nad książkami w taką cudowną pogodę, kiedy aż się prosi, żeby znaleźć jakiś kawałek zieleni i spacerować tam do zmierzchu. No i chyba jakaś siła wyższa wysłuchała moich jęków (pozostaje pytanie, co to za siła), bo Filosofiki Scholi była zamknięta. Nie na amen, ale na głucho i wiele kłódek. Czemu, nie mam pojęcia, bo żadnych karteczek nie było.

Skoro jednak siła wyższa pod postacią kłódek uniemożliwiła mi pozorowanie zbierania materiałów, to poczułam się z owego pozorowania zwolniona i udałam się na spacer. Z nieprzyzwoitą radością, dodajmy, bo to zbrodnia nie iść na spacer, kiedy tak słońce świeci. Przewędrowałam lasek na terenie kampusu, wspięłam się na Likavittos, podziwiając opuncje i agawy (na niektórych podpisali się rodacy - część imionami, część nazwami części ciała). Odprowadziłam tam wzrokiem zachodzące słońce (czyli rzucałam na nie czasem okiem znad książki o Schliemannach), które to słońce zrobiło obserwatorom psikusa i zamiast grzecznie zanurzyć się w morzu, zniknęło gdzieś w połowie drogi, między górami i chmurami pędzącymi z prędkością wiatru.

Potem jakiś pan z aparatem poprosił mnie i książkę, żebyśmy posiedziały jeszcze chwilę, to nam zrobi zdjęcie. Książka bardzo chciała, więc zostałam. Nie wiem, po co jej to, bo i tak się nie dowie, jak wyszła ;).

Bo ja to wcale nie jestem tego ciekawa, prawda?

Brak komentarzy: