środa, 14 stycznia 2009

Garść wieści i radość ze sprzętów kuchennych

Miało być o specyficznej wadzie, jaką posiada moja walizka. Otóż wadę tę stanowi jej właścicielka, co swoje roztrzepanie podniosła do takiego poziomu, że... pierwszy (i, ma nadzieję, ostatni) raz spóźniła się na samolot. W dodatku spóźniła się całe pięć minut. Domysłom czytelników pozostawiamy zagadnienie: "jak można być przekonanym, że leci się o 16, skoro w papierach jak wół stoi, że wylot o 15?". Dość, że za możliwość dotarcia do Aten następnego dnia jestem dłużna koleżance 50€, które mi pożyczyła (inaczej koczowałabym do dzisiaj na lotnisku i śpiewała, licząc, że mi ktoś zapłaci za zamilknięcie) i tyłek (który mi tym samym uratowała), oraz niemożebnie wdzięczna za ratunek w trudnej chwili i przechowanie jeszcze przez jeden dzień. Cóż, mądrość kosztuje, a i tak ponoć mogła więcej :).
Pożytek z tego przedłużonego pobytu był taki, że po pierwsze, obejrzałam trochę Berlina, po drugie, zdenerwowałam się tak, że na trochę mi przeszedł kaszel, po trzecie, zrobiłyśmy z M. naleśniki (my = ja nalewałam ciasta do filiżanki, która robiła za chochelkę). Poszłam też do kościoła, ale przeliczyłam się w ocenie swojego niemieckiego - nawet kazanie dla dzieci mnie przerosło.

Na drugi samolot zameldowałam się jako jedna z pierwszych i tym razem doleciałam szczęśliwe. Walizka odstukała swoje na górko-dołkowych ulicach i znalazłam się w domu.

W domu całkiem zimno. Na dworze za to temperatura sięga 17°C, wiatr wieje radośnie, niebo w większości burzowe, czasem pada - klimat przypomina naszą wiosnę, raj na ziemi i już. Aż się nie chce wracać ze spaceru, chociaż to miasto, nie przyroda.

Mandarynki się kończą, niestety, więc przerzuciłam się na pomarańcze. Też mają liście :)

Oprócz tego zostałam wczoraj szczęśliwą posiadaczką tostera, który działa i nie gasi światła przy okazji działania (moja nowa współlokatorka znalazła jakiś w komórce z pralką, ale mówiła, że jak się go włączy, robi się ciemno). I cieszę się jak głupia. Można się śmiać :)

Tyle ateńskich wieści na razie, bo czas sprawdzić, czy biblioteka nie strajkuje przypadkiem (albo, co bardziej prawdopodobne, celowo).

A propos biblioteki, komunikacja miejska podniosła cenę biletu jednorazowego. Jak szanownej komunikacji nie wstyd?

2 komentarze:

Gathoula pisze...

greckie pomarańcze :))))))) moja miłość :))))

Prawie-Mała-Mi pisze...

A ja się zastanawiam, jak możesz być dłużna koleżance tyłek i jak zamierzasz ten dług spłacić ;p