poniedziałek, 19 stycznia 2009

Kluczenie po mieście, spotkania różne i kluczowa przygoda

Przez poranek i przedpołudnie (a dzisiaj nawet wczesne popołudnie) siedziałam sobie przed komputerem i w myślach zrywałam płatki z niezliczonych stokrotek i gałązek akacji, wyliczając: "jest strajk, nie ma strajku, jest strajk, nie ma...". Koniec końców jednak, żeby mieć absolutną pewność, że jest, wybyłam z domu i poszłam się przekonać naocznie. Kłódki są, pusto jest, informacji niet. Ktokolwiek wie, o co właściwie im chodzi...
A propos - strajki uniwersyteckie są humanitarne. Uniwerek zamknięty, ale stołówka działa.

Ponieważ jednak słońce dopisuje, strajk placówki naukowej ma swoje zalety, bo można z czystym sumieniem iść na spacer przez kampus i popatrzeć na drzewa (co stanowi pewien rarytas w tych okolicach - drzewa występują, ale w większości przestrzeni miejskiej raczej jako dodatek do krajobrazu):



W drodze do przysiadła się do mnie w autobusie miła starsza pani i poprosiła, żebym jej przepisała część tekstu z wizytówki okulisty drukowanymi literami, bo małych nie może przeczytać. Prośbę spełniłam, mam nadzieję, że nie zrażą jej moje obce literki (pismo filologa klasycznego nie różni się może drastycznie od pisma normalnego Greka (albo studenta, który się uczy od Greków), ale trochę jednak tak) - nawet nie zapytała, skąd jestem, więc może tym razem kamuflaż się udał?

W drodze z, już pieszo pokonywanej, poznałam młodzieńca imieniem Ahmed, który zwierzył mi się, że chciałby mieć polską żonę, bo Polki są ładne. To mu życzyłam powodzenia ;).

W dalszej drodze z nabyłam drogą kupna lampę biurkową, bo czytać przy górnym świetle nie idzie, a lampki dwie, co to je mam na stanie, budziki mają sprawne, ale świecić nie raczą. Lampa ładna, stoi i czeka na żarówkę, bo pan w sklepie nie wykazał się nadmiarem kompetencji (nazwałabym to krócej, ale odgłosy protestów części Czytelników spać by nie dały;) i sprzedał mi produkt pewnej znanej szwedzkiej firmy (wisi i grozi), ale z gwintem o dwa razy za dużej średnicy, żeby mógł z lampą współpracować.
Dwie żarówki 40W E27 zamienię na E14. Może być jedna. W razie czego mogę dorzucić jeszcze pół paczki pół-papierowych herbatników.

Pod drzwiami domu mego odkryłam ku swojemu niemiłemu zdumieniu brak kluczy. Znaczy, jedne klucze miałam, ale pasujący do nich zamek znajduje się 2000 na północ. Niczego natomiast, co by mogło pomóc w dostaniu się do mieszkania. W efekcie spędziłam półtorej godziny na wycieraczce pod domem, wznosząc modły w intencji znalezienie kluczy w pokoju, szacując potencjalny koszt wymiany zamków, czytając książkę, tłumacząc zdumionym mieszkańcom kamienicy, czemu siedzę na ziemi i wyglądam dziwne, oraz czekając na powrót któregoś z moich współlokatorów. Jako pierwszy pojawił się Nassim, zyskując sobie moją szczerą i dozgonną wdzięczność.
Klucze spały grzecznie na szafce. Ja im dam, tak mnie nastraszyć!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Oj, będziesz ty będziesz miała dobrą wymówkę...

samprasarana pisze...

wymówka mnie nie uratuje, obawiam się. aczkolwiek uniwerek pozostaje uparcie zamknięty, nawet włamać się nie ma jak. myślisz, że Boskiego to poruszy?