sobota, 13 grudnia 2008

Przejścia na przejściach

Uniwersytety ciągle w stanie strajku: na Ekonomicznym palą ognisko na dziedzińcu (o ile można to tak nazwać) i wygłaszają płomienne przemówienia, a teren wokoło jest usiany ulotkami antypolicyjnymi i ogólnoanarchistycznymi; Politechnika obwieszona transparentami i z murami zapisanymi hasłami o treści identycznej, jak wspomniane ulotki, kontynuuje swoje tradycje; na "moim" wreszcie wydziale nie ma czego szukać, chyba że czerpie się szczególną przyjemność z całowania klamek bibliotecznych.
Czy sytuacja polityczna w kraju, gdzie się pojechało pisać magisterkę, stanowi dostateczne wytłumaczenie dla kraju ojczystego, gdzie tę magisterkę trzeba w terminie przywieźć?

Prywatnie wątpię.

A propos kraju ojczystego i studiowania - prawo Murphy'ego numer x powinno brzmieć: "Jak długo sprawdzasz swoje konto w poczcie uniwersyteckiej, będą na nie przychodzić tylko mało ważne i jeszcze mniej interesujące wiadomości. Jeżeli jednak w końcu o nim zapomnisz, na pewno przyjdzie Bardzo Ważny Mail i przeczytasz go O Wiele Za Późno".

Wracając jednak do kraju czasowego pobytu: zamieszki już się chyba uspokajają, znaczy - chyba już wiele więcej nie spalą. Dzisiaj ofiarą koktajlu Mołotowa padł jakiś samochód (informacja za portalem in.gr), ale poza tym toczył się głownie dialog między policją a demonstrantami, w którym każda ze stron używała charakterystycznych dla siebie środków wyrazu: ci drudzy zastępowali słowa koktajlami Mołotowa i kamieniami, ci pierwsze odpowiadali gazem łzawiącym.

W obłok tegoż gazu wpakowałam się byłam i ja, bo chciałam tylko przejść przez ulicę, ale zatrzymał mnie widok psa:



i tak się starałam zrobić mu zdjęcie, że nawet się nie zorientowałam, że powietrze coraz mniej przypomina powietrze. Zanim jednak zapłakałam się na śmierć, schowałam twarz w szaliku i z oburzeniem ewakuowałam się w najbliższą ulicę. Tam też trzeba było się przemieszczać ostrożnie, ale proszę się nie martwić, nic mi się nie stało, bo i też nie bardzo miało jak :).

Brak komentarzy: