piątek, 19 grudnia 2008

Czy się wraca i co się zastaje

Chciałabym powiedzieć, że wróciłam, ale nie do końca wiem, czy mogę tak powiedzieć, bo właściwie to w tej chwili w domu jestem przejściowo, a przynajmniej czasowo stale żyję w Atenach. Tkwię sobie zatem w dylemacie, które, wyjazd, które powrót, ale nie porusza mnie on szczególnie, ponieważ o wiele bardziej absorbujący uwagę i energię jest szok termiczny oraz próba odnalezienia się na własnym gruncie.

Szok termiczny w miarę oczywisty, bo w Atenach jest teraz dalej kilkanaście stopni i słońce, a w Warszawie śnieg, deszcz i chmury. Kocham moje miasto miłością rodzinną, ale pogoda jest całkiem obiektywna :).

Odnajdowanie się z tego wynika, że pod moją nieobecność ktoś sobie na gruncie rzeczonym pobuszował, więc pierwszy wieczór upłynął głównie na bieganiu po domu i wydawaniu okrzyków: "Kto zwędził moje (krzesło, lusterko, lampkę z biurka, listwę od komputera, czajnik*, wszystkie rozpinane swetry**)". Na szczęście wszystko się znalazło i pozostaje tylko odkurzyć półki z książkami, którym się dostało białym, remontowym pyłem.

Strach pomyśleć, co będzie w kwietniu!

*czajnik akurat wiedziałam, tyle dobrego.
**też wiedziałam, bo sama dałam pozwolenie, ale pod warunkiem, że po powrocie wszystko będzie gotowe do użycia, więc poszłam do szafy Ktosi i zwędziłam jej w ramach słusznego rewanżu jeden z jej swetrów. Ale to walka o przetrwanie, twarda i brutalna - kto się nie ubierze, ten ma potem przekichane ;).

2 komentarze:

Prawie-Mała-Mi pisze...

A może Twój "powrót" na "rodzimy grunt" nie jest wcale powrotem, a rodzimy grunt nie jest rodzimym gruntem? Nie chcę tu robić za domorosłego mędrca, ale patrząc z boku wygląda to jak zajrzenie z nowego, własnego już, życia w życie przeszłe, które należało do Eli, jaką kiedyś byłaś. Ale już nie jesteś :)
Aż Ci zazdroszczę tego etapu. Rośniesz nam Elu :) Coraz ładniej rośniesz :)

Gathoula pisze...

doskonale Cię rozumiem, ja też się czułam jakbym Dom zostawiła na Krecie i trudno mi się było tutaj odnaleźć... nie wspominając o szoku termicznym, który dla odmiany nie pozwalał mi wychodzić z domu ;)