poniedziałek, 30 marca 2009

Kiermasz wielkanocny

Wczorajszy wieczór zdominowały naleśniki, noc pączki, a dzień dokumentacja fotograficzna kiermaszu parafialnego.

Wnioski płynące z tych doświadczeń:
- prawdziwe danie bogów to bigos;
- 30 godzin bez snu nie jest złe, nawet jeżeli potem zasypia się na dywanie;
- loterie są ekscytujące, ale wolę inne formy szczęścia niż cztery puste losy na siedem (z pozytywnych stron: mam fajną kieszonkową krowę i dostałam smycz jako nagrodę pocieszenia. moja landlady, sprzedająca losy, zaproponowała mi też magnes na lodówkę z zastrzeżeniem, żebym tego nie wieszała w mieszkaniu;);
- lustrzanka nie robi dobrych zdjęć sama z siebie, ale i tak chcę coś takiego mieć - dobrze leży w ręku i dodaje powagi, a nawet "niewyszłe" zdjęcia są o niebo lepsze niż z mojego cudu techniki;
- fajtłapa czyści nóż palcem od tej niewłaściwej strony (noża, nie palca);
- na szczęście prawie już nie ma śladu, bo fajtłapa na jednak resztki refleksu;
- zgłoszenie się do przygotowywania pączków przed poprzednim kiermaszem było dobrym natchnieniem;
- rozbijanie jajek w ilościach hurtowych jest bardzo relaksującym zajęciem;
- ciasto na naleśniki podobno raz wyszło takie, jakie miało być - reflektuje ktoś na porcję, z której wychodzi lekko licząc 50 sztuk?

Pytanie retoryczne: jak to się dzieje, że gdzie nie pójdę, ludzie od razu się orientują, że dużo gadam? Domyślni jacyś, czy co? ;)

Brak komentarzy: