Przyszła do mnie. Nie wiem skąd. Powiedzenie, że nie przyjęłam jej z otwartymi ramionami, byłoby eufemizmem, i to poważnym. Jej pojawienie się wpędziło mnie raczej w irytację, bo dobrze wiem, czego się po tego typu współlokatorce można spodziewać. Hałasy niezależnie od pory dnia, wchodzenie mi w drogę, lekceważenie mojego świętego spokoju to tylko wyjątki z listy. Jednego byłam pewna - nie będzie podbierać mi ubrań z szafy, bo zupełnie na nią nie pasują.
Po godzinie brzęczenia mi nad uchem postawiłam jej ultimatum - albo natychmiast zamilknie, albo zostanie wyeksmitowana przy użyciu środków specjalnych*.
O dziwo, od tego czasu ani szmeru nie słyszałam.
A już myślałam, że nie posłucha, bo to zwykła wielka mucha.
*grecki brukowiec, do którego w niedzielę dodają fajne płyty ;)
piątek, 20 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz