poniedziałek, 14 lipca 2008

Wykopane

Dzisiaj doszlam do dwoch wnioskow. Pierwszy jest taki, ze ziemie do wiaderka przy uzyciu lopatki mozna wrzucac tez noga. Na szczescie szefowa tego nie widziala, zobaczyla tylko, jak sie przewracamy ze smiechu z kolezanka, z ktora grzecznie gracowalymy cypel. Poza tym Doktor wie, co cieszy dzieci w piaskownicy - dostalismy dzisiaj nowe, piekne, lsniace wiaderka i od razu przyjemniej sie kopalo. Jedno zachachmecilimy na herbate, zawsze lepsze niz z odzysku, doczyszczane po zmywaniu naczyn :).
Slonce wrocilo i chyba juz zostanie. Niebo bez chmurek, zar sie leje z niego, ale ciagle jeszcze nie dorownuje temu zeszlorocznemu, ktory chwilami obezwladnial. Przy tym da sie calkiem niezle pracowac i sie przy okazji nie rozplynac. Zreszta, ja sie w swoim wielkim kapeluszu, ktory ze mnie robi malego, chinskiego ogrodnika, i tak sie slonca nie boje - bardziej wiatru, bo ciagle mi zrywa tenze kapelusz i proboje z nim uciec, na szczescie zrobilam sobie ze sznurowki zabezpiecznie i spasc nakrycie glowy moze, ale odleciec nie odleci.
Wczoraj z roboty sie mnie ucieklo do kosciola (spacerek na poltorej godziny, kazanie przespane rowno - o wstydzie, na stojaco tez zasypialam, tak, ze sie prawie przewrocilam; bylo w nocy nie hulac), a w drodze powrotnej pospalam sobie 25 minut za dlugo i potem poltorej godziny czekalam na stacji na elektryczke w druga strone. Bardzo to bylo leniwe poltorej godziny, przelezane na lawce na stacji w cieniu - patrzylam sobie w obloki, zrzucalam przelatujace robale i odpowiadalam przechodzacym ludziom w liczbie trzech, ze nie wiem, gdzie jest sklep.

Brak komentarzy: