czwartek, 17 lipca 2008

Slowa tu i slowa tam

Prawie kazde nowe miejsce przynosi nowe doswiadczenia. Czasem poznaje sie tam tez nowe znaczenia od dawna znanych slow.
Tutaj na przyklad mozna na nowo odkryc, co naprawde kryje w sobie "goraco" - 38 stopni w cieniu, w sloncu pewnie z 50, jezeli namiot ma sie, nie daj Boze, na na rzeczonym slonku, w srodku temperatura osiaga poziom przyzwoitej sauny - gotuje sie woda w butelce, plyn do soczewek w butelce i srodek na komary marki Mosqitall w tubce. Na szczescie szczesc mam namiot w cieniu i blogoslawie go w dzien, kiedy na chwile tam zagladam i w nocy, kiedy probuje sie nie zsunac po pochylosci, na ktorej stoi i nie ulozyc sie na zadnym kamieniu. Najczesciej sie udaje :).
O brudzie juz pisalam, o zimnej i cieplej wodzie tez... Znaczy, zeby nie bylo nieporozumien: ciepla woda wystepuje w: herbacie, chinskiej zupce za cztery i pol rubla i czajniku elekrycznym. W lazience daja wylacznie zimny Doniec z kranu, ktory ma nad Doncem w korycie Donca taka przewage, ze nie widac, ze jego klasa czystosci to nie calkiem zero, a nad brakiem Donca w kranie taka, ze w ogole jest.
Komary... komary byli w zeszlym roku, teraz owszem, gryza, i sa jak zawsze bezczelne, ale i tak jest ich sporo mniej, teraz dla odmiany zaatakowaly nas osy i wpraszaja sie na sniadanie - dzisiaj na przyklad chcialy zawrzec znajomosc z moja puszka ananasa (odrobina rozpusty na sniadanie) i jedna z nich musialam stanowczo usunac lyzka z wnetrza tejze puszki, bynajmniej nie z powodu sympatii do tonace w soku owadziego bydlaka (no dobrze, troche sympatii tez bylo. ale sladowa ilosc!), ale w powodu obawy przed rzeczonego bydlaka polknieciem. Lubie nowe doswiadczenia, ale pewnych wolalabym jednak uniknac.
Higiena... Na ten temat kurtyna spada i zabija sie na miejscu, jak napisal pewien znany dobrze wszystkim poeta. Kto chce, ten niechaj wierzy, kto nie chce, niech nie wierzy, a kto chce sie bawic w sw. Tomasza, niech przyjedzie i sam sie przekona. Tylko szczoteczki do rak nie zapomniec!
Morele. Morele w tym roku dziwne sa, bo dopadla je jakas morelowa wysypka i przez to wygladaja mniej apetycznie, niemniej nie przeszkadza im to bynajmniej spadac niespodziewanie na glowy, namioty, stol i placyk miedzy stolem a wagonczykami (cyrkowe wagoniki, w ktorych mozna mieszkac i w ktorych mamy lodowki. i prad. i wieczne kolejki do ladowarek), wydajac przy tym szeroka game odglosow, od mrozacego krew w zylach gluchego stukniecia po napelniajace niesmakiem mlasniecie. I jak zwykle uwielbiaja wchodzic wszystkim pod nogi i w postaci rozplaskanej czepiac sie buta, dajac przy okazji mozliwosc poslizgniecia sie na pestce (jak dotad nie odnotowano, ale kto wie, co sie moze zdarzyc...)

I ostatnie slowo na dzisiaj - "noc". Noc oblednie piekna, bo widac gwiazdy i ksiezyc. Noc oblednie piekna, bo nie ma luny od miasta zadnego, tylko na horyzoncie widac swiatla Azowa. Noc pelna zapachu i cieplego wiatru, ktory zdaje sie przenikac calego czlowieka, ktory wlasnie stoi na mostku i wsluchuje sie w grajace swierszcze.

Jedna taka noc i przynajmniej czesc powodow, dla ktorych sie tu przyjezdza, wydaje sie jasna :).

Brak komentarzy: