czwartek, 10 lipca 2008

Rostowskie deszcze

I znowu w wykopie. Nie wierzylam, ze znowu sie tu znajde i do tej pory nie moge uwierzyc, ze jednak jestem. Zwlaszcza, ze chyba ktos mi podmienil bezczelnie tamto Tanais - komary sie zgadzaja, ale gdzie te upaly, przed ktorymi uciekalo sie pod drzewa? Teraz pogoda przypomina raczej Bollywood: "czasem slonce, czasem deszcz", a czasem ulewa, przy ktorej mozna sie powazne obawiac, czy wyjscie z namiotu nie wymaga kajaka. Plus tego deszczu jest taki, ze jezeli w nocy zapada wykop, to bladym switem objawia sie szef wykopalisk i zwiastuje nam radosc wielka, ze kopiemy od 9 - niektorzy potem upewniaja sie, czy aby nie sen.
Jezeli radosc nie zostanie zwiastowana, to idziemy kopac o 6. Dzielnie sekunduja nam w tym komary i meszki, weszac latwy lup - czasem chcialoby sie miec dziesiec rak, zeby dwiema spokojnie trzymac narzedzia pracy, a pozostalymy tluc te nieprawe dzieci owadzich matek, ktore bezczelnie probuja nas zezrec zywcem. Potem wychodzi slonce i znikaja meszki, a my zaczynamy sie smazyc. Tak przynajmniej wyglada oczekiwana przez wszystkich wersja wydarzen, ale w praktyce ostatnio dosc czesto nastepuje ewakuacja z powodu wspomnianych deszczy - czasem nawet bardzo szybka, jezeli bija pioruny, bo tym razem kopiemy na gorce.
W nocy namioty zamieniaja sie w lodowki - pierwszej nocy, kiedy sie o 3 obudzilam, zeby sie ubrac w co sie tylko dalo, bo zamarzalam, w myslach spakowalam walizki i wrocilam do domu z 10 razy, zanim troche odtajalam. W nastepne noce bylo juz ciut lepiej, ale pozostala kwestia spadku, odziedziczonego po gorce, na ktorej sie rozbilam - w efekcie zjezdzam ciagle na bok, co wymaga niezlego kombinowania w poszukiwaniu pozycji, ktora zapewnia jaka taka stabilnosc.
Woda standardowo - jest zimna albo jej nie ma. Czystosc ma tutaj dwa stany skupienia: brudny albo niedomyty graniczacy z czystoscia. Ten pierwszy spotyka sie u wszystkich pracujacych w wykopie i polega na tym, ze sa czarni. Doglebnie czarni. Dopiero tutaj mozna zrozumiec, po co sie myje raczki i buzie przed jedzeniem - kiedy zza kurzu nie mozna dojrzec rysow twarzy, mycie nabiera nowego znaczenia. Drugi stan pojawia sie u ludzi, ktorzy dotarli do prysznica i udalo im sie w miare zmyc z siebie wyznaczniki stanu pierwszego. Tutaj z kolei mozna przekonac sie o koniecznosci uwaznego mycia - delikwenta, ktory o tym zapomnial, czeka przykra niespodzianka w postaci smug na, dajmy na to, szyi, widocznych w lustrze i budzacych, nomen omen, czarna rozpacz, bo ile mozna sie szorowac?
Domycie paznokci wchodzi w gre dopiero jakis tydzien po powrocie, wiec na porzadku dziennym sa (dla pan, rzecz jasna), roznego rodzaju lakiery, stosowane w celu zakamuflowania naturalnej czerni. Rozowe paznokcie u stop nurzajacych sie w czarnym pyle wygladaja bardzo... malowniczo.
O nocnych strachach i jedzeniu juz w nastepnym odcinku... :)

1 komentarz:

Prawie-Mała-Mi pisze...

Witaj, Samprasarana!
Nie bede chyba czekac, az znow sie przypadkiem spotkamy na gadzie, i napisze Ci tu pare slow. Pierwsze, co mi przychodzi do glowy, to ze ja mam lepsze warunki. Ale zebys Ty wiedziala, jak mi czasem smutno! Nie wiem, czy ten smutek kiedykolwiek mi przejdzie...
Zajrzyj czasem na naszego wspolnego bloga i napisz cos, bo nawet tam sie czuje osamotniona. Buziaki i do niebawem, mam nadzieje :)
kronprinses