wtorek, 11 listopada 2008

Kiedy słoneczko nie grzeje tak cudnie

Północ źle znosi lato. Południe natomiast ma zauważalne problemy z zimą. Nie to, żebym przez ostatnie trzy miesiące miała ogrzewanie w pokoju, ale chmury nad palmami budzą poczucie niesprawiedliwości losu.

Ateny od kilku dni toną w chmurach, z których jak dotąd żaden deszcze jeszcze na szczęście nie spadł, ale wygląda to wszystko razem jak żarówka pewnej firmy, czyli wisi i grozi.
Termometr na ulicy twierdził, że jest 20 stopni, ale albo wiatr zabrał z nich co najmniej trzy czwarte, albo te trzy czwarte były propagandą. Tak czy inaczej, raj zaczyna przypominać raj przed potopem, a ja powoli rozglądam się za kaloszami i pontonem, bo jeżeli będą tu szaleć takie ulewy, jak czasem we wrześniu, to jedno i drugie bardzo się przyda.

Moje mieszkanie wykazuje bliskie pokrewieństwo z piwnicą i lodówką. Lodówka wprawdzie się nie przyznaje, a z piwnicą nie miałam jeszcze okazji rozmawiać, ale coś mi mówi, że jednak się nie mylę.


Akropol w chmurach.


Słońce broniło się dzielnie...

...ale dzisiaj znowu chmury przejęły niebo i wiszą nad górami (widok z 8 piętra Wydziału Humanistycznego; nie wiem, czy tam wolno chodzić;).

Brak komentarzy: