niedziela, 2 listopada 2008

Czy zielone, czy czerwone, przejście zawsze dozwolone, czyli garść wieści

Moi sąsiedzi preferują chyba zdrową kuchnię, przynajmniej tak by wynikało z zapachów unoszących się wieczorem w kamienicy - niedobór węgla z całą pewnością im nie grozi. Ciekawe tylko, jak sobie radzą z zapotrzebowaniem na inne składniki pożywienia?

Jeżeli chodzi o sprawy mieszkaniowe, koniec końców zdecydowałam się na umycie wanny. Teraz już widać, że kiedyś była biała.

"Mój" Francuz imprezuje w kuchni z kolegami Erazmusami, ale nie produkują węgla, tylko decybele. Niestety, ich zawartość pozostaje dla mnie głęboką tajemnicą. Decybeli znaczy, nie kolegów. Kolegów zawartości mniej więcej się domyślam.

Zaczynam powoli rozważać zarzucenie wycieczek w okolice Areopagu, ponieważ ile razy tam idę, zawsze przyłącza się jakiś Grek (statystyka - dwa razy, dwóch Greków). Niestety, Plaka ogólnie jest po tym względem "bezpieczna", dzisiaj dla odmiany na którejś z uliczek młody człowiek w koszulce Panathinaikosu zapytał, czy jestem artystką - twierdził, że to kwestia stroju; myślałby kto, że spódnica wystarczy, ale biorąc pod uwagę stopień zadżinsowania ulic... Drugi z kolei (pół Grek, pół Marokańczyk, jak się dowiedziałam) wziął mnie za Hiszpankę i tęż spódnicę usiłował powiązać z flamenco. Nieźle się zaczął ten sezon, w poprzednim byłam Turczynką i Francuzką (zdążyłam się już otrząsnąć z tego szoku, ale pierwszy rok był ciężki;).

Grecy, kiedy już uwierzą, że się mówi w ich języku i przestają odpowiadać po angielsku, zaczynają pytać. Standardowo muszą się dowiedzieć, skąd jesteś, gdzie się nauczyłeś greki i jaki jest twój znak zodiaku. Kolega w koszulce Panathinaikosu tym się wyróżnił, że o horoskopie nie wspomniał. Naprawdę jestem pod wrażeniem!

Ponieważ załatawianie spraw wstępnych ciągle trwa - czekam na telefon z ministerstwa i szykuję się na spotkanie z panią tutorką - z czystym sumieniem spędzam czas na rozrywkach kulturalnych. Czyli zwiedzam. Albo przynajmniej robię zdjęcia. Na razie zajrzałam do skarbów mykeńskich (pozdrowić tabliczkę Tn 316) w Muzeum Archeologicznym i Muzeum Epigraficznego, które to muzeum jest z kilku względów interesujące. Po pierwsze dlatego, że jest tam dużo inskrypcji. Po drugie dlatego, że żeby tam wejść, trzeba pokonać bardzo paskudną ulicę, a potem zadzwonić dzwoneczkiem. Po trzecie w końcu dlatego, że zwiedza się je indywidualnie, bo prawie nikt tam nie przychodzi. I pewnie dlatego wstęp jest wolny z założenia i nie muszę machać żadną legitymacją, żeby mnie wpuścili bez płacenia (greckie muzea państwowe są cudowne, albowiem studenci krajów Unii Europejskiej zwiedzają je gratis. nie czekać, przyjeżdżać!). Rozważam pójście tam i zapytanie, czy nie potrzeba kogoś do pomocy. Marzy mi się własny estampaż.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Weź pieniążek z kieszeni, kartkę i ołówek, nie bawiłaś się tak w młodych latach? Inauguruję odblokowane komentarze, z nadzieją, że zdjęcia przechodniom robisz stojąc na chodniku ;)