czwartek, 5 lutego 2009

Na językach

W odpowiedzi na komentarz Drugiejkońcaświata sprzed dwóch wpisów: Homer się nie pojawił, tylko wypłynął na powierzchnię. Albowiem Homer nigdy nie znika, czasem tylko przysypia (w tym stuleciu upodobał sobie kącik za szafą).

Ale my dzisiaj nie o tym języku, jakkolwiek w planach mieści się również długi, być może nawet epicki poemat sławiący grekę od zarania jej dziejów po luty Roku Pańskiego 2009. Propozycje form literackich można nadsyłać pocztą elektroniczną, lotniczą, morską, gołębią oraz zostawiać w komentarzach (koniecznie ze znaczkiem pocztowym).

Dzisiaj będzie o angielskim, którym to nieszczęsnym narzeczem pozbawionym przyzwoitej gramatyki przychodzi mi się ostatnio posługiwać częściej niż greką jakąkolwiek. Złośliwość to losu pewna jest, że po spędzeniu trzech lat na uczeniu się tej ostatniej i wybraniu sobie na miejsce stypendiowania kraju, gdzie powinnam mieć najwięcej okazji do rozwijania swoich umiejętności konwersacyjnych, większość czasu spędzam albo z Polakami, albo z różnej narodowości Erazmusami, którzy są fantastyczni, ale znaczny ich procent (odpowiadający mniej więcej zawartości alkoholu w wymarzonym bimbrze Jakuba Wędrowycza) greką się nie posługuje zupełnie i dopiero na miejscu zaczyna się jej uczyć. W związku z tym znajomych mają ze wszystkich krajów oprócz Grecji (bo Erazmusy studiują osobno albo mało). Zajęć własnych niet, bo moje stypendium polega na obcowaniu z Homerem drogą książkową (próbowałam też telepatycznie, ale nie jest zbyt skory do tej formy kontaktu; właściwie wcale nie jest).

I tak to właśnie ja, zagorzała wrogini angielskiego, muszę teraz się z nim przepraszać w imię komunikacji i przyjaźni między narodami. No, może niekoniecznie muszę, ale komunikować zdecydowanie się chcę, więc skoro nie ma innej drogi... Satysfakcji mam tyle, że przepraszanie przepraszaniem, a i tak kaleczę go potwornie.

Ludzie całego świata, uczta się języków obcych, które mają przypadki! :)

4 komentarze:

Prawie-Mała-Mi pisze...

A może telepatycznie z Homerem się nie da, bo jak tu się posługiwać telepatycznie z niewiadomą liczbą autorów, których jest w każdym razie wielu, ale w jednej osobie? Ewentualnie próbuj wywoływać osobno każdego ducha odpowiedzialnego za poszczególne formuły homeryckie.
A angielski nie jest taki zły. Że gramatykę ma zadziwiającą to fakt. Ale to właśnie w nim jest fajne: na przykład przechodniość konstrukcji bez dopełnienia bliższego! To nie powinno działać! A działa...

Gathoula pisze...

najszczersze wyrazy współczucia :D

drugikoniecswiata pisze...

Ratunku, o co chodzi z tą przechodniością? wydawało mi się, że co jak co, ale terminy gramatyczne mnie nie przestraszą, a tu za nic nie mogę sobie tego stworzenia zwizualizować. Jakiś przykładzik dla niedoszłej językoznawczyni?

Ad przypadki - nie, nie, to wcale nie jest czysta przyjemność. Do dziś nie opanowałam IV i V deklinacji, o innych kwiatkach i wyjątkach nie wspominając, a w III grupy mieszam z podziwu godną konsekwencją. Tylko pssst... bo się jeszcze wyda. Co nie oznacza, zeby od razu trzeba bylo ze skrajności w skrajność...

Ad niedobór Greków - pamiętam napis z uniwersyteckiego kibla w Lizbonie mniej więcej w ten deseń "wracam do domu po roku spędzonym tu na erazmusie i nie znam żadnego Portugalczyka. Czy nie moglibyście być w przyszłości trochę bardziej otwarci dla studentów z innych krajów?" - znalazłam go w okolicach maja i zakwiczałam z radości, bo doskonale oddawał istotę rzeczy. Nie wiem jak z Grekami, w przypadku Portugalczyków wspólne zajęcia nie były wystarczającym pretekstem do zawierania głębszych znajomości. To znaczy... no, po roku, to nawet można było już notatki pożyczyć. Dobrym źródłem życzliwie nastawionych autochtonów są duszpasterstwa i temu podobne stwory, z doświadczeń równoległych moich (taize) i mkw w Nancy. Gdyby Cię jakiś autochton poza Homerem interesował... ;-)

A, no i masz też www.hospitalityclub.org, nigdy nie korzystałam, ale ostatnio czytywałam o takich, co pół świata w ten sposób zjeździli.

samprasarana pisze...

Gathoula: dzięki :D a wiesz, co jest zabawne? niektórzy z nich mówią wcale nie lepiej ode mnie! ;)

DKŚ: i wolisz włoskie przyimki? bo ja nad nimi umarłam setki razy. wczoraj o tym z Włochem gadałam :D
Greka wystarczy czasem spotkać na ulicy, chociaż ostatnio o niebo łatwiej o Pakistańczyka. a duszpasterstw prawosławnych chyba za bardzo nie ma. jedynego możliwego katolickiego jeszcze nie sprawdziłam.
zobaczymy, co będzie, kiedy koleżanka z Francji przyjedzie :)