sobota, 11 lipca 2009

Raportu ciag dalszy

W weekend mozna sie wyspac za wszystkie czasy, to znaczy mniej wiecej do 8. Potem przez okno wagonczyka badz tez tropik namiotu wdziera sie slonce i sen staje sie niemozliwoscia, a kto dostatecznie szybko nie wygrzebie sie ze swojego leza i nie przeniesie sie w cien, ryzykuje, ze chwile pozniej wyplynie ze spiwora. Mnie dzisiaj dodatkowo bezczelnie oharcowal roj much, skaczac mi po glowie i rekach i nie dajac spac. Podle, a w dodatku trudno je trafic.

Pogoda jak zwykle upalna nieziemsko, chociaz przeszla ostatnio fenomenalna burza - ciemna noc, tylko w odleglym stepie hulaly blyskawice, rozswietlajac czasem niebo na fioletowo.

Wczoraj poznalam nowa zyciowa frajde - nurkowanie w sianie. Oraz przekladanie siatki metrowej po tym, jak sie kopnelo o jeden gwozdz. Bieganie z tyczkami po polu takoz. Efekt: radosc nie z tej ziemi i niemozliwie podrapane nogi, bo szukalismy na swiezym rzysku rozoranego kurhanu.

Wykopaliska w pelni sezonu, paznokcie juz dawno przestaly sie domywac, w stoju roboczym pelno piasku, pod lozkiem pelno ziemi, we wlosach czarny pyl.

Wiecej wrazen bede chyba pisac po powrocie, bo sie odzwyczailam zupelnie od ekranu (smiech zza kadru) i nie moge przed nim zebrac slow, chociaz tutaj tyle sie dzieje. Rzeczywistosc wykopalisk jest jednak praktycznie zupelnie niewirtualna, wiec trudno ja w te wirtualna przeniesc potem na goraco, zamknac w slowach nocne spacery wsrod ruin, przemykanie sie miedzy szczeblami w plocie albo pod nim, czekanie na cudownie zimny obiadowy kompot, kapiel w chlodnym Doncu, owocowe lody ze sklepiku przy stacji i dywagacje na temat wyzszosci okraglych patyczkow nad plaskimi, wykopowa herbate w wielkim garze, doprawiona sianem, dreszcz emocji przy sprawdzaniu, czy na imadle nie ma stempla i poszukiwanie cienia w najwiekszy upal.

Zatem tylko donosze, ze czuje sie tu na swoim miejscu :).

Brak komentarzy: