Tona papierów okazała się liczyć wszystkiego trzy kartki, z czego jedna była po polsku od biura wymiany zagranicznej (mniejsza o to, że jako państwo, do którego mam jechać, figuruje tam Izrael), a dwie po angielsku od ambasady, gdzie stało, że pani taka a taka została przyjęta na "scientific research" na okres miesięcy kalendarzowych sześciu.
Przedźwigać się zatem nie miałam okazji i dla uczynienia zadość własnym oczekiwaniom wypożyczyłam sobie z Wielkiej Zielonej Biblioteki stos książek, z których jedna waży tyle, co wszystkie pozostałe razem wzięte (mały konkurs dla chętnych: która z nich jest potrzebnym mi na zaliczenie podręcznikiem do psychologii?).
Niedoszła Tona Papierów nie zawiera, niestety, zbyt wielu informacji. No dobrze, zawiera tę najbardziej interesującą, czyli: ile wynosi stypendium. Nie zawierają natomiast takich, jak: dokąd mam się udać po przybyciu na miejsce, czy mogę mieszkać w akademiku, ile mam zabrać zdjęć do różnych dokumentów (podobno około 20), czy ktoś się tam w ogóle mną zainteresuje i kto dysponuje funduszami.
Podejrzane.
Niemniej jednak 27 października lecę Tam. Będzie o czym pisać.
Mam nadzieję, że również magisterkę ;-).
wtorek, 2 września 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz